Nasz blog wędkarski

Sula to mój drugi dom

Rozmowa ze znakomitym wędkarzem morskim – Mariuszem Getką

Autokarowe wyprawy na Sulę stały się stałym punktem naszej oferty. Coraz więcej turystów-wędkarzy zgłasza się do nas na te imprezy ceniąc sobie wygodę podróży autokarem.

Duże znaczenie ma także na pewno pozytywna „fama”, która rozchodzi się na temat wypraw na Sulę po całej Polsce, gdyż wędkarze wracają stamtąd zazwyczaj zadowoleni i wyłowieni. Nie ma się czemu dziwić, gdyż stosunek jakości do ceny jest w tym przypadku wyjątkowo korzystny. Ryb na Suli dostatek, a do tego dochodzi świetne zakwaterowanie i fachowa opieka wędkarskich ekspertów, których na każdym wyjeździe zapewnia nasze biuro. Jednym z nich jest Mariusz Getka – znakomity wędkarz morski i producent pilkerów. Pod jego okiem można nie tylko świetnie połowić, ale również wiele się nauczyć.

Wszystkim tym z Państwa, którzy nie mieli jeszcze okazji powędkować z Mariuszem w Norwegii, pragniemy przybliżyć jego sylwetkę oraz zaprezentować jego opinie na temat morskiego wędkowania i samej Norwegii.

Panie Mariuszu, ostatnio często jeździ Pan na ryby morskie do Norwegii. Czym różnią się tamte łowiska od naszego Bałtyku?

Faktycznie, między innymi dzięki współpracy z waszym biurem w ostatnich latach regularnie odwiedzam najpiękniejszy kraj świata, jakim dla mnie jest Norwegia. To wędkarski raj i nie chodzi tylko o rybostan. Połączenie słonej wody i gór, a to moje największe słabości, sprawia, że czuję się tam jak nigdzie indziej. Wracając do ryb, to ciężko jest porównać Bałtyk i wody okalające kraj Wikingów. Oczywiście, powinniśmy się bardzo cieszyć z powodu tego, że mamy morze w naszym kraju i nie marudzić z powodu jego skromnej ichtiofauny, niemniej jednak, jak się raz „posmakuje” łowisk norweskich, to już nic nie będzie takie jak wcześniej...

W Polsce łowimy dorsze, a każdy inny gatunek to nieczęsty przyłów. W Norwegii nigdy nie wiem co zainteresuje się przynętą. Mnogość gatunków tam występujących - sam złowiłem ich już kilkanaście - sprawia, że każda wyprawa jest nową przygodą i wyzwaniem. Kolejny aspekt to wielkość łowionych ryb. Możemy tam łowić niewielkie makrele, ale między nimi mamy szansę trafić gigantycznego halibuta, który obnaży wszystkie słabości naszego zestawu. Poza tym otacza nas dziewicza przyroda, przeżywamy spotkania z orkami, wielorybami, morświnami czy orłami, a to coś, czego nie doświadczymy na Bałtyku. Na samą myśl o tym zaczynam się uśmiechać.

Jakie rejony Norwegii Pan najchętniej odwiedza?

Z perspektywy czasu patrząc, cieszę się, że swoją przygodę z Norwegią rozpocząłem do Smoli. To dość duża wyspa położona w tym samym archipelagu co Hitra. Tam mamy wszystko: bogaty ekosystem i przyrodę, która swoimi walorami potrafi oczarować każdego. Niestety, duże ośrodki turystyczne mają to do siebie, że ich popularność zwiększa liczbę wędkarzy, którzy je odwiedzają. Presja wędkarska to był powód, dla którego skierowałem się dalej na północ – przez kilka lat to ona była celem moich wypraw.

Jednak ciągle przymierzałem się do tego, aby znowu zajrzeć niżej. Jedną z ryb, które uwielbiam łowić, jest molwa, a na rozkładzie nie mam jeszcze takiej, której waga przekraczałaby 30 kilogramów. Dodam tylko, że molwy są rzadkością na północy, a w środkowej Norwegii występują znacznie powszechniej. Za sprawą Eventuru poznałem bazę wędkarską na Suli. To niewielka wysepka, najbardziej na północ wysunięta na tym archipelagu, na stałe zamieszkała przez 50 osób. Dzisiaj już nie wyobrażam sobie tego, żebym rokrocznie jej nie odwiedzał. Mała presja na łowiska, profesjonalne zaplecze i rybostan sprawiają, że to miejsce jest celem moich eskapad na najbliższe lata. Łowimy tam praktycznie wszystkie gatunki ryb, którymi darzą łowiska norweskie: duże molwy, halibuty, dorsze, rdzawce czy rekiny, to tylko niektóre z nich.

Czy pływanie po prawdziwym oceanie i łowienie w nim ryb wymaga jakichś szczególnych umiejętności?

Jeśli ktoś zaraził się nieuleczalną chorobą, jaką bez wątpienia jest wędkarstwo, to poradzi sobie w każdych warunkach. Oczywiście, łowiąc w oceanie używamy innego sprzętu niż na jeziorach czy na Bałtyku, gdyż tamtejsze ryby tego wymagają. Ale to praktycznie jedyna różnica w porównaniu do naszych wód. Organizmy żyjące w Atlantyku albo zjadają, albo są zjadane, tak więc jeśli ktoś potrafi łowić drapieżniki w jeziorze, stawie czy rzece, poradzi sobie także w Norwegii. Żadne dodatkowe umiejętności potrzebne nie są.

Drapieżniki, bez względu na to, czy żyją w słonej czy słodkiej wodzie, zachowując się podobnie. Oczywiście, trzeba poznać specyfikę oceanu, aby w pełni wykorzystywać jego potencjał, ale na to potrzeba trochę czasu i doświadczenia. Na początek wystarczy pasja i chęć poznawania nowego, z resztą poradzi sobie każdy.

Jakie metody łowienia i jakie przynęty najlepiej stosować w norweskim morzu? Czy pilkery Pana produkcji się tam sprawdzają?

Wędkarstwo to nauka i szukanie coraz to lepszych i skuteczniejszych metod połowów. W Norwegii, dzięki temu, że ekosystem jest tak urozmaicony, każdy może znaleźć coś dla siebie. Skutecznie da się tam wędkować na niemal wszystkie rodzaje przynęt. Znam wędkarzy, którzy preferują przynęty naturalne, znam też takich, którzy wolą gumy. Ja jednak jestem tradycjonalistą i najczęściej łowię na pilkery.

Nie używam innych niż te, które są wyprodukowane przeze mnie. Nie robię tak dlatego, iż uważam, że moi konkurenci nie mają dobrych wabików w ofercie. Po prostu znam jakość swoich wyrobów i wiem, jak potrafią być skuteczne. Na pilkery z moim logo łowiono piękne dorsze, olbrzymie halibuty, waleczne czarniaki, a także molwy, zębacze, żabnice, rdzawce czy plamiaki, tak więc jeśli dobrze dobierzemy i poprowadzimy przynętę z logo GETKA, to możemy złowić praktycznie każdy gatunek ryby występujący w Norwegii.Moje wyniki są na to najlepszym dowodem.

Co jest kluczem do sukcesu i czy jest jakiś sposób na łowienie dużych ryb, okazów?

Moje pierwsze wyprawy do Norwegii to była totalna prowizorka. W przypadkowych miejscach łowiłem przypadkowe ryby i tak zmarnowałem parę lat. No, ale też okres ten to była cenna lekcja. Działo się tak między innymi dlatego, że kiedy ja rozpoczynałem swoją przygodę z Norwegią, informacje na temat tamtejszych łowisk nie były tak powszechnie dostępne, jak obecnie.

Niewątpliwie kluczem do sukcesu jest poznanie biologii poszczególnych gatunków ryb, ich zwyczajów, a także - a może przede wszystkim - znajomość łowisk. Znam wędkarzy, którzy rokrocznie jeżdżą w inne miejsca. Jest to zasadne, jeśli na miejscu możemy skorzystać z wiedzy przewodnika lub dobrego doradcy. Jeśli nie, to z góry skazani jesteśmy na spore trudności. Bez znajomości wody nie można liczyć na natychmiastowy sukces!

Jadąc na łowisko pierwszy raz upewnijmy się, czy będziemy mieć możliwość skorzystania z pomocy przewodnika lub czy otrzymamy od kogoś niezbędne informacje. Taki ktoś nie musi być z nami na łodzi! Ważne aby przekazał nam podstawowe informacje: gdzie pływać, na jakie ryby się nastawiać i na co je łowić? Miejsca bytowania ryb zmieniają się dość dynamicznie - inaczej to wygląda wiosną, inaczej jesienią, dlatego tak ważna jest wiedza kogoś, kto się w tym rozeznaje.

Podobnie dzieje się z przynętami. Należy dobrze „czytać” wodę i dostosowywać się rybich gustów. Poza tym, należy wyzbyć się bałtyckich przyzwyczajeń. To, że pod nami jest 100 metrów wody, nie oznacza, że na tej głębokości musimy wędkować. Może się zdarzyć tak, że piękne ryby łowić będziemy już 10 metrów pod powierzchnią. Tak kiedyś namierzyłem ławicę dorodnych dorszy i od tego czas zmieniłem całkowicie postrzeganie tego gatunku. Drapieżniki są tam gdzie jest ich pożywienie i tym powinniśmy się przede wszystkim kierować.

Jak dobrać się do tych największych ryb?

Łowienie okazów to już inna para kaloszy. Poza sprzętem, który musi być przygotowany na spotkanie z wielkim rybami, one nie wybaczają najdrobniejszego zaniedbania. Musimy też uzbroić się w cierpliwość. Bywa tak, że cały dzień potrafię przepływać bez jednego brania, ale są takie rejsy, że w ciągu godziny na łodzi mamy kilka okazałych ryb. No, a hol dużej molwy, dorsza czy ogromnego halibuta potrafi zrekompensować okres wyczekiwania na branie, nawet jeśli zakończy się niepowodzeniem! To czasami też się zdarza, takie jest wędkarstwo.

Na co trzeba zwracać uwagę, aby zapewnić sobie maksymalne bezpieczeństwo w trakcie wędkowania w fiordach i na otwartym oceanie?

Woda jest żywiołem i o tym powinniśmy pamiętać zawsze. Oceanu nie trzeba się bać, ale trzeba mieć do niego respekt. Brawura, nieroztropność i ryzyko to cechy, których powinniśmy się wyzbyć zamierzając łowić w Norwegii. Ja wędkuję tam od 20 lat i kiedy teraz pomyślę o niektórych sytuacjach, z jakimi się tam spotkałem, to przechodzą mnie dreszcze.

Przede wszystkim, aby bezpiecznie poruszać się po oceanie trzeba poznać łowiska. W każdej szanującej się bazie są mapy i bezwzględnie powinniśmy się z nimi zapoznać. Dobrze jeśli na miejscu, w bazie, możemy poradzić się przewodnika. On na bieżąco może nas informować, gdzie aktualnie możemy bezpiecznie wędkować. Płynąc na otwarte wody starajmy się nie robić tego samemu. Kiedy płyną dwie łodzie, jest zdecydowanie bezpieczniej, a i namierzyć ryby jest wtedy łatwiej.

W Norwegii mamy pływy i bardzo silne prądy, dlatego też nie podpływamy zbyt blisko wysp. Oczywiście, odpowiednie ubranie, kombinezon pływający, to elementy, których nie możemy zaniedbać. Bardzo ważna jest obserwacja warunków panujących na wodzie. Jeśli na horyzoncie widzimy załamanie pogody, natychmiast wracajmy do bazy. W Norwegii aura zmienia się bardzo szybko, tak więc nie ryzykujcie! Pomimo tego, że w momencie wypłynięcia mamy flautę, to po kilkunastu minutach możemy już zmagać się ogromnymi falami - znacznie większymi, niż te na co dzień spotykane na Bałtyku. Podsumowując, aby tam bezpiecznie wędkować, trzeba włączyć myślenie i maksymalnie wyeliminować ryzyko. Żadne ryby nie są warte tego, abyśmy ryzykowali zdrowiem i życiem.

Dziękujemy za rozmowę.

Rozmawiał M.R.

Mariusz Getka jest 10-krotym Mistrzem Polski w wędkarstwie morskim, trzykrotnym Mistrzem Europy i pięciokrotnym zdobywcą Grand Prix Polski. Ma 46 lat i mieszka w Szczecinku. Jest przedsiębiorcą, wytwarza własne modele pilkerów do połowów morskich. Ryby łowi już od 40 lat, a jego największe okazy to 70-kilogramowy halibut i 28-kilogramowy dorsz. Sam uważa, jest jeszcze co poprawiać…






Więcej o blogu

Witam serdecznie wszystkich Wędkarskich Podróżników!

Nazywam się Piotr Motyka i jestem gospodarzem oraz redaktorem tego bloga.

Na blogu znajdziecie wiele moich tekstów, zdjęć oraz reportaży, ale także materiały autorstwa moich Kolegów „po kiju”. Część z nich prezentowana jest również na stronie fishingexplorers.com, inne tylko tutaj. Tematem są wędkarskie podróże, a wszystko adresowane jest do ludzi, którzy tak jak my je kochają.

Zapraszam serdecznie!

Czytaj również

Siedziba biura

EVENTUR FISHING
ul. Roentgena 23 lok. 21, III piętro
02-781 Warszawa

biuro czynne od poniedziałku do piątku w godzinach 09.00-17.00

telefon: + 48 22 894 58 12
faks: + 48 22 894 58 16