Nasz blog wędkarski

Jesienny wypad

Na jeziorach wokół Karlskrony

Reportaże / Piotr Motyka / Szwecja

Jesień jest porą, gdy rzadko jeżdżę do Szwecji. Bynajmniej nie dlatego, że nie lubię czy nie warto, ale zwykle limit wyjazdów do tego kraju mam już wyczerpany po licznych wyprawach wiosenno-letnich. A przecież kiedyś trzeba też jechać z żoną na urlop, a także z racji obowiązków zawodowych odwiedzić inne łowiska w innych krajach.

Jednak w tym roku wreszcie udało mi się! Wygospodarowałem trochę czasu i pod koniec września z moim przyjacielem Rafałem wyruszyliśmy na niemal dwutygodniowy rekonesans po południowej Szwecji – regionach Småland i Blekinge. Mieliśmy w planie odwiedzić wiele miejsc i łowisk.

Ta pora roku, pomimo tego, że ryby bywają dość trudne, jest bardzo lubiana przez wytrawnych wędkarzy. Paradoksalnie może właśnie dlatego, że nie ma wtedy takiego szału brań jak wiosną, oczywiście jeśli chodzi o szczupaka. Trzeba wówczas łowić inaczej, inteligentniej, bardziej technicznie. Ryby stoją zazwyczaj głębiej, są trudniejsze do zlokalizowania, a okresy ich żeru krótsze niż wiosną. Jest to czas łowienia na głębszych blatach i spadkach dna, finezyjnego dżigowania i cierpliwego łowienia w opadzie. Dużo wtedy pracy z kotwicą, co nie każdy lubi. Trzeba tolerować długie okresy bez brań. Jest to też czas trollingu, nawet dość głębokiego. Wiele zależy wówczas od doboru przynęt, właściwego obciążenia zestawu, ustalenia właściwej głębokości przebywania ryb, prędkości prowadzonej łodzi. To trudna sztuka dla najlepszych.

Nagrodą są jednak fantastyczne ryby – znacznie silniejsze niż wiosną, dobrze odżywione po wiosennym tarłowym ubytku sił, ślicznie ubarwione, piękne jak na obrazku w atlasie przyrodniczym. Wtedy pada znacznie więcej porządnych sztuk - metrówki, dziewiećdziesiątki, osiemdziesiątki… Jest to też dobry czas na okonia i na sandacza w wodach, gdzie ten gatunek występuje.

Jesień jest ponadto bodaj najpiękniejszą porą roku – przynajmniej dla mnie. Niezwykłe kolory drzew sprawiają, że niemal ciągle chce się robić zdjęcia - wystarczy tylko, aby zaświeciło słońce. W lesie mamy wysyp grzybów, a my Polacy uwielbiamy przecież ich zbieranie. Temperatury są znośne, nie ma już upałów, a nad jeziorami trudno spotkać letników – jest cicho, spokojnie, pusto.

Okolice Emmabody

Pierwszym odwiedzonym przez nas miejscem był rejon miasteczka Emmaboda, oddalonego od Karlskrony o zaledwie 60 kilometrów. Przetestowaliśmy tam kilka jezior – na każdym powędkowaliśmy zaledwie jeden dzień. Pogoda była zmienna, padał momentami deszcz, innym razem dokuczał nieco wiatr. Ale były też dłuższe okresy słonecznej aury z delikatną bryzą, co najbardziej lubimy na rybach.

Wyniki nie były najgorsze – na sandaczowym jeziorze udało nam się złowić w kilka godzin 10 sztuk na blacie z twardym dnem o pięciometrowej głębokości. Z kolei na dobrym jeziorze szczupakowym z bardzo czystą wodą i głębokością sięgającą 18 metrów ryby udało nam się zlokalizować dopiero po kilku godzinach pływania, gdy kręcące się w naszym sąsiedztwie dwie szwedzkie ekipy zrezygnowane spłynęły już na przystań. Szczupaki stały na ostrym stoku, na głębokości około 10 metrów. Padło kilka sztuk przekraczających osiemdziesiąt centymetrów – były przepięknie ubarwione, jasnozłote, bardzo silne. Cennym dodatkiem było kilka ładnych okoni złowionych na tym samym stoku, w pobliżu kamiennej rafy.

Na małym, kameralnym jeziorze szczupakowym nie połowiliśmy specjalnie. Padły tylko dwie mniejsze sztuki, ale pogoda nie sprzyjała nam wybitnie – tego dnia padał deszcz i było zimno. Z kolei na jeziorze pstrągowym poznaliśmy łowiącego tam często mistrza Szwecji w wędkarstwie muchowym. Faktycznie muszkarz to wybitny – rzucał muchówką chyba dalej niż my spinningiem. Ale nie złowił tego dnia nic. Mi udało się za to zaciąć bardzo dużego pstrąga tęczowego na naszą słynną „gangrenę” zamontowaną na zestawie spinningowym z obciążeniem. Wolno prowadzoną w toni nimfkę pstrąg zassał mniej więcej w połowie wody, na ok. 5 metrach głębokości. Po zacięciu wyskoczył dynamicznie ponad lustro wody i… tyle go widziałem. Grot haczyka był mocno zagięty, musiałem więc trafić na twardy, kościsty fragment pyska. Cóż, pech. Ryba na oko miała minimum 3 kilo i była cudownie ubarwiona. Na innym mniejszym jeziorku Rafał złowił dwa tłuste czterdziestaki, które zabraliśmy z przeznaczeniem na tatara. Smakował jak zwykle wybornie.

Szczupaki z wielkiego krateru

Pisałem kiedyś w „Wędkarskim Świecie” o nietypowym jeziorze Siljan, położonym w środkowej Szwecji. Nie jest zbiornikiem polodowcowym, jak niemal wszystkie inne w Szwecji, ale powstało w wyniku uderzenia w ziemię meteorytu – jest wypełnionym wodą wielkim kraterem. Okazało się, że to niejedyny taki twór w Szwecji. Na jej południu, nieopodal miasteczka Tingsryd w Smalandii, znajduje się jezioro Mien o podobnej historii i charakterystyce. To też wypełniony wodą krater powstały po uderzeniu gościa z kosmosu.

Nad tym właśnie jeziorem spędziliśmy kolejne cztery dni. Słyszałem o nim wiele dobrego w kontekście wędkarskim od austriackiego kolegi, z którym łowiłem razem w maju na jeziorze Åsnen. Podobno żyją tam wielkie szczupaki o nietypowym niemal czarnym ubarwieniu, a także nieprzeliczone stada grubych okoni przekraczających 40 centymetrów. Trafiliśmy jednak źle – na załamanie pogody, silny front, wiatr i deszcz. Pomimo bardzo ambitnego pływania po kilka godzin dziennie, często w strugach ulewnego deszczu, nie udało nam się osiągnąć zamierzonych rezultatów. Okoń zszedł w głębinę i nie żerował w ogóle – złowiliśmy tylko jedną sztukę, myślę że przypadkowo. Nieco lepiej było ze szczupakami – tych udało nam się kilka wyjąć. Brały w trollingu z blatów o głębokości 8-10 metrów. Stały przy dnie i też były bardzo apatyczne, na co skazywały niezacięte brania (i pocięte zębami gumy), których kilka odnotowaliśmy. Największa wyjęta sztuka przekraczał 90 centymetrów. W tych warunkach pogodowych i tak osiągnęliśmy przysłowiowe „mistrzostwo świata”.

Jezioro ma olbrzymi potencjał, na co wskazuje bardzo czysta woda oraz niezwykle atrakcyjne ukształtowanie dna, z licznymi kantami, ostrymi spadkami i podwodnymi górkami. Jest to spory zbiornik, nie do przełowienia przez wędkarzy, potencjał ma więc na długie lata. Urokliwy domek, w którym mieszkaliśmy, leżał nieopodal jeziora, w lesie. Miał własną przystań. Świetna była też łódź, z porządną elektroniką, mocnym silnikiem spalinowym oraz dodatkowym dziobowym elektrycznym. To wielki atut tego miejsca.

Sentymentalny powrót

Ostanie miejsce docelowe naszej jesiennej wyprawy miało swoją wyjątkową historię. Tam właśnie podczas pierwszej wyprawy do Szwecji w 1998 roku złowiłem swojego pierwszego metrowego szczupaka (107 cm). Byliśmy bardzo ciekawi, jak jezioro to prezentuje się po 23 latach.

To podłużny zbiornik o długości ok. 6 kilometrów, z jednym większym plosem, z głębokością przekraczającą 20 metrów, bardzo czystą wiodą, zasilane podziemnymi źródłami. Raczej kamieniste i mniej żyzne, choć trzcinowisk też tam sporo. Leży blisko Karlskrony (32 km) w regionie Blekinge.

Trzydniowe wędkowanie przyniosło nam kilkanaście szczupaków, w tym jedną grubszą sztukę o długości 85 centymetrów. Pozostałe drapieżniki miały od 50 do 75 cm. Nie były to łatwe ryby, dobrze żerowały tylko jednego dnia. W pozostałe dwa musieliśmy mozolnie „cedzić” je z opadu na stokach albo kusić do brań w trollingu. Złowiliśmy też trochę okoni, ale jeśli chodzi o ten gatunek liczyliśmy na znacznie więcej. Było ponadto trochę zabawy z wędkami spławikowymi, postanowiliśmy bowiem sprawdzić, czy faktycznie są ryby tam, gdzie pokazuje je echosonda. I owszem, brały nieduże płotki, jak nasze mazurskie na wakacjach.

Nad tym jeziorem zastanowiła nas jedna rzecz. 23 lata wcześniej łowiliśmy tam ryby o bardzo ciemnym ubarwieniu: szczupaki były oliwkowo-brunatne, okonie też bardzo ciemne, zielonkawo-czarne, z pomarańczowo-czerwonymi płetwami. Teraz ryby miały zupełnie inna barwę, szczupaki były jasnozłote, okonie niebieskawo-szare z czerwonymi płetwami (również grzbietowymi co jest ewenementem). Naprawdę byliśmy zdumieni i nie wiem jak to wytłumaczyć.

Ten jesienny pobyt w Szwecji był dla nas bardzo cennym doświadczeniem. Pomimo, że wyniki mogłyby być lepsze (wiosenne i letnie wyprawy „rozbestwiły” nas w tej materii), to jednak fakt, że udało nam się dobrać do trudnych ryb na sporych głębokościach uznaliśmy za duży sukces. Przekonaliśmy się po raz kolejny, że wytrwałość i urozmaicona taktyka w końcu muszą doprowadzić do celu, nawet gdy pogoda pokazuje nam „środkowy palec”. Tak jak wspomniałem bowiem, oprócz kilku pięknych słonecznych dni mieliśmy na tym wyjeździe dużo deszczu i wiatr dochodzący w niektóre dni do 6 metrów na sekundę. Jeśli chodzi o szczupaki i sandacze, wyniki były absolutnie zadowalające, zawiódł jednak okoń. Gdyby żerował normalnie, ilościowo złowilibyśmy trzy razy więcej ryb.

Ale „summa summarum” - nie było najgorzej. No i ta cała otoczka wędkowania! Jajecznica z kurkami czy pyszna zupa z aromatem świeżych grzybów to potrawy, które można zjeść tylko jesienią. Już nie wspominając o smażonym sandaczu, który o tej porze roku też jest stałym elementem menu naszych wypraw. Bądź co bądź to rarytas nad rarytasy! A jako wędkarze powinniśmy pamiętać, że jedzenie pysznych ryb jest ważną częścią naszego hobby. Byle tylko umieć w tym wszystkim zachować zdrowy umiar.

Piotr Motyka


Więcej o blogu

Witam serdecznie wszystkich Wędkarskich Podróżników!

Nazywam się Piotr Motyka i jestem gospodarzem oraz redaktorem tego bloga.

Na blogu znajdziecie wiele moich tekstów, zdjęć oraz reportaży, ale także materiały autorstwa moich Kolegów „po kiju”. Część z nich prezentowana jest również na stronie fishingexplorers.com, inne tylko tutaj. Tematem są wędkarskie podróże, a wszystko adresowane jest do ludzi, którzy tak jak my je kochają.

Zapraszam serdecznie!

Siedziba biura

EVENTUR FISHING
ul. Roentgena 23 lok. 21, III piętro
02-781 Warszawa

biuro czynne od poniedziałku do piątku w godzinach 09.00-17.00

telefon: + 48 22 894 58 12
faks: + 48 22 894 58 16